to ja skrobnę co nieco
....
Zebraliśmy się na Wschodnim, gdzie o dziwo nie było wielkich tłumów. Chopina podstawili dosyć późno, do tego miał tylko trzy wagony siedzące (węgierski, austriacki i czeski chyba). Niestety chyba wszystkie miejsca były zarezerwowane, na szczęście część dopiero z KTW. W wagonie spotkaliśmy też eskapeboli, którzy jechali na Pogórze Przemyskie. (nie wyobrażam sobie rzeźni w rannym pociągu z KTW do RZE, znaczy wyobrażam po tym co widziałem kilka dni później w KRK
Myśmy wysiedli koło 3 rano w Ostrawie Świnow i udaliśmy się do ładnego dworca w celu zagospodarowania koło 3 h. Nudzić się nie można było, gdyż była Kofola, koło 4 ruszał Pendolino do Pragi (uwieczniony na zdjęciach), graliśmy w uproszczony chińskie szachy a rozrywkę uzupełniał pan ochroniarz, który nie pozwalał spać i co jakiś czas przychodził i budził osoby śpiące lub na takowe wyglądające.
Podróż do Jesenika pociągiem kojarzy mi się wyłącznie ze zmiana pozycji i ponownym zamknięciem oczu.
W Jeseniku spożyliśmy śniadanie i ruszyliśmy na trasę. Celem naszym był Szerak (1351m) na który udaliśmy się żółtym szlakiem. Droga biegnie początkowo przez las na pierwsze wzniesienie a potem łagodnie szeroką droga trawersuje kolejną gorę. Po pokonaniu 8km i 400m znaleźliśmy się pod właściwym podejściem pod Szerak. Szlak się bardzo wije i zakręca ale można iść ścieżkami prosto do góry co też żeśmy uczynili. Po dojściu na grań dołączył do nas szlak niebieski oraz silny wiatr, który dodatkowo zwiewał na nas śnieg z drzew. Potem już dosłownie kawałek do schroniska, które....było otwarte. Otwarta była restauracja nie wiem jak z nocowaniem. Menu bardzo obfite, aż jedna potrawa - zupa z frankurterek

Na dół schodziliśmy już jak się ściemniało. Droga do Beli pod Pradziadem jest w żaden sposób ciekawa bo w zasadzie biegnie w większości ze swoich 10km po asfalcie. Mimo, że mieliśmy spisane ubytownie i telefony to nie było to bardzo pomocne. Remont, remont, nikt nie odpowiada, zamknięte w czwartek (knajpa i ubytownia u Julka, która reklamuje się w całej wiosce). W końcu idąc ulicą znaleźliśmy bardzo przyjemne miejsce, taki mały domek tylko dla nas. A wieczorem udaliśmy się do jedynego w całej wiosce otwartego przybytku, gdzie można coś zjeść po 20. W czasie kiedy myśmy raczyli się naszym jedzeniem i piwem w telewizji leciał mecz Czechy - Szwecja, który Czesi przegrali 2:3. Miejscowi panowie nie wyrażali jednak swojego smutku jakoś bardzo dobitnie.
Dnia następnego zaatakowaliśmy Pradziada. Pogoda nie dopisała ale też nie było katastrofy. Na grzbiecie pasma jest już sporo śniegu i mocno wiało. Svyczarnia zamknięta (remont i zakaz vstupu...ach te knedle), łaskawie jakaś babka wpuściła nas do komórki obok budynku, byśmy mogli się na chwile od wiatru osłonić). Potem na szczyt to już prowadzi asfalt. Zrobiło się też jakoś więcej ludzi

Na samym wierzchołku stoi paskudna/całkiem klimatyczna wieża z kawiarnią i hotelem w środku. I dobrze, że stoi bo osłania od wiatru, który na szczycie nas po prostu zwiewał. W środku spotkaliśmy polskich dziadków (>65lat), którzy robią KS już któryś raz z kolei. Widoków w zasadzie nie mieliśmy, trochę tylko w kierunku wschodnim. Droga w dól do Karlowej Studzianki to też głównie asfalt

Wieczorem trochę padało ale nam to nie przeszkadzało bo obok kwatery mieliśmy knajpę z Kruszowicami 12...
Dzień trzeci to zwiedzanie okolic Zlatych Hor. Udaliśmy się na ścieżkę edukacyjną po starych sztolniach na zboczach masywu Pricznego Wierchu. Sam szczyt również padł naszym łupem (kolejny do KS). Taki przyjemny spacer.
A wieczorem udaliśmy się nie "przegląd piwny" w Zlatych Horach. W jednym z odwiedzonych przybytków trwał akurat mecz Czechy - Finlandia (0:5). W tym samym też lokalu panowie grali w ciekawą grę będącą jakąś wersją karambolu.
Ostatni dzień stał pod znakiem pięknego Słońca i bezchmurnego nieba. Zdobyliśmy z rana Biskupią Kopę (czytając i natrafiając w różnych miejscach na informację o biskupie wrocławskim i tym co zrobił dla tych ziem, nie dziwię się, że po czesku ten szczyt to Biskupská kupa
W drodze do Jarnołtówka zahaczyliśmy o Perć Gwarków - zacne to miejsce!
Podróż powrotna przez Opole i Kraków, gdzie widziałem jeden z bardziej zapchanych pociągów w PL. Na nasze nieszczęście był to nasz pociąg więc koniec końców przyszło nam jechać kolejnym ale za to w normalnych warunkach.
Podsumowując to wyjazd niezwykle udany. Nie natrzepaliśmy nie wiem ile gotów ale zrealizowaliśmy główne cele. Krajoznawczo zwiedziliśmy nie znane wcześniej tereny, zdobyliśmy dwa szczyty do KS, nacieszyliśmy nasze żołądki i wątroby lokalnymi specjałami. Towarzysko również było super
